środa, 3 lipca 2013

To get lucky

     Dzisiaj kolejny pozytywnie zakręcony dzień. Pokonując moje najbardziej pierwotne, sowie instynkty poszłam spać już o 3, a już o 9:30 byłam na nogach i w panice biegałam po domu zbierając się na rower z K. Oczywiście miałam budzik już na 9:00, jednak czymże jest śniadanie wobec pół godzinki snu, prawdaaa (mam nadzieję, że ktoś mnie rozumie ;) ).

Foto "z trasy" ;p
     Oczywiście umówiłam się pod domem K (15 km ode mnie) więc w panice wskoczyłam na rower i zaczęłam walczyć o jak najmniejsze spóźnienie. I... tak się zakręciłam (posiałam gdzieś mój licznik, więc nie miałam jak kontrolować czasu i prędkości), że przyjechałam 10 minut przed czasem. :) Później zrobiłyśmy spokojną przejażdżkę naokoło jeziora z przerwami na wodę, lody i owoce. Co prawda jazda w upale (30 stopni Celsjusza), pełnym słońcu, w południe i w pobliżu jeziora nie była najszczęśliwszym pomysłem, bo woda z naszych butelek znikała w tempie ekspresowym, ale i tak było fajnie. :) Byłam na szczęście na tyle mądra, żeby założyć koszulkę na ramiączkach, ale niestety dorobiłam się także opalonych spodenek rowerowych (które kończą się w połowie uda). 5 dni leżałam na plaży i nic, a po czterech godzinach na rowerze jestem spalona. To trzeba być mną, żeby mieć takie zdolności (dobrze, że przynajmniej byłam przytomna na tyle, żeby nie brać rękawiczek rowerowych).
     Tak czy siak, to była pierwsza moja tak długa jazda w tym sezonie na tym starym gracie. W skrócie - znowu wiem dokładnie, gdzie leżą wyrostki kolczyste, a "dzięki" sporym oporom porządnie czuję nogi. Cieszę się, że za niedługo dostanę nowiutkiego crossa, więc nie będę się tak męczyć na byle dystansie (i nie będę musiała się martwić o dętki, tak jak w kolarce), a i tak zostanie mi stary rower, który potrafi szybko dać w kość.
     Cieszy mnie dzisiejszy bilans, bo składowo wygląda nie najgorzej, nawet bez planowanego biegania (wróciłam do domu, umyłam się, położyłam na chwilę i obudziłam około 20:00, więc stwierdziłam, że nie ma co na szybko się zbierać i iść na chwilę, zwłaszcza, że u mnie im później, tym niebezpieczniej).
Ach, kocham wakacje za to, że można ten czas spędzić taaak przyjemnie i w dodatku się wyspać! ;p

+ 80 kcal - Twister Green
+ 30 kcal - śliwka
+ 100 kcal - lód "Frugo"
+ 190 kcal - warzywa z patelni
+ 210 kcal - pęczak
+ 200 kcal - serek wiejski
+ 100 kcal - len mielony (kisiel)
(910/1000)
- 1200 kcal - rower 56,29 km/ok. 4 h

Suma: - 290 kcal


8 komentarzy:

  1. bylo b fajnie : ) musimy kiedys jechac na Muchowiec tak swoja droga. Ty nie zalozylas rekawiczek, ale ja zegarek juz tak....

    OdpowiedzUsuń
  2. wspaniały bilans
    dużo spaliłaś kcal na tym wyjeździe rowerowym :)


    http://thinchudosc.blox.pl/html

    OdpowiedzUsuń
  3. duzo sportu dobry bilans jesli chodzi o kcal, ale wiecej powinno byc owocow niz tych kupnych slodyczy ;) 3maj sie :) ciesze sie ze masz udane wakacje :*

    http://czary33mary.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. super, że jesteś taka aktywna c; rzeczywiście będąc w ruchu szybciej się opalamy, następnym razem polecam zabrać krem do opalania :D super bilans, trzymam kciuki ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jazda ma rowerach jest super ;>
    Śliczny bilans .
    Powodzenia kochana ! *.*

    OdpowiedzUsuń
  6. jazda na rowerach to jest to :)
    http://perfection-live-ev.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Stały czytelnik24 stycznia 2014 16:31

    Dlaczego już nie piszesz? Bardzo mi brakuje Twojego bloga :(

    OdpowiedzUsuń
  8. Pisze, tylko z pewnych wzgledow gdzie indziej. The-food-issue.blogspot.com
    S.

    OdpowiedzUsuń